Święta, święta i po świętach - z jednej strony dobrze, z drugiej jednak muszę przyznać,
że kompletnie nie wypoczęłam i z tęsknotą wypatruję czerwcowych, wolnych i mam nadzieję,
że ciepłych dni :)
że kompletnie nie wypoczęłam i z tęsknotą wypatruję czerwcowych, wolnych i mam nadzieję,
że ciepłych dni :)
Zdjęcia są takiej jakości, jakiej są, ale nie ma co narzekać - aparat nie działa,
dlatego musiałam posługiwać się telefonem.
No to jedziemy!
Każdego roku, jak małe dziecko cieszę się z robienia pisanek i nie mogę się nigdy doczekać tego wieczornego rytuału. Tym razem mama o wszystkim pomyślała i poza standardowymi farbkami kupiła jeszcze widoczny w tle poniższego zdjęcia zestaw dodatków - stroje, buźki zajączków i inne tego typu pierdółki.
Zabawa była przednia, a jakże! Co prawda nic nie chciało się przykleić, ale po dłuższej walce
i wielu nieudanych próbach jakoś się udało. Oto efekt:
Śmiem twierdzić, że nie wiecie czym jest to "mackopodobne" coś, w co wsadzone jest pierwsze jajko. Otóż po wnikliwej analizie doszliśmy do wniosku, że jest to baaaardzo nieudany kwiatek.
Poniżej możecie zobaczyć Panią Królikową i Kurczaczka:
Nie są to jakieś cuda, ale szczerze zapewniam, że dawno nie bawiłam się równie dobrze (nawet mogę powiedzieć wam i pokazać, co wcześniej sprawiło mi taką przyjemność - WIŚNIEWO ;).
Oczywiście nie zatrzymałam się na czterech pisankach, nigdy w życiu. Otworzyłam moją magiczną szufladę, w której jest dosłownie wszystko i wygrzebałam z niej jakieś stare, kompletnie zbędne cekiny. Myślę, że efekt wyszedł całkiem interesujący, chociaż na niebieskim jajku wygląda to nieco krzywo, ale ręczę za to, że wyłącznie na zdjęciu - w rzeczywistości wszystko wygląda o niebo lepiej.
Zielone jajko zostało postemplowane. Różowe? "Podziugałam" je igłą ;)
Kilka dni minęło i... BUM! Poniedziałek!
Nie jestem dobrą córką i nikomu, nawet najgorszemu wrogowi bym takiej nie życzyła. Tradycja to tradycja, trzeba oblać rano rodziców wodą, jednak myślę, że nawet świętego wytrąciłabym z równowagi atakując o godzinie, uwaga uwaga... 6 rano. Wszystko wyliczone było na godzinę wcześniej, ale stwierdziłam, że okażę im resztki mej litości.
Z całą rodziną spotkaliśmy się podczas uroczystego obiadu u dziadków, a tam oczywiście zostałam wymęczona przez trójkę moich ukochanych łobuzów: Łukasza, Piotrka i Kubę. Kocham dzieci, a zwłaszcza te - są to moi bracia cioteczni. Ten jakże przystojny mężczyzna towarzyszący mi na poniższym zdjęciu to Piotruś, mój chrześniak :)
A widzisz, gdybyśmy robiły pisanki razem, bawiłabyś się jeszcze lepiej! :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, która z was to napisała, ale nie wątpię :D
UsuńOj też miałam w tym roku zabawę z dekorowaniem pisanek, całkiem w podobnym stylu robiłam, tzn. z podkładkami papierowymi :) Czasem trzeba sobie pozwolić na bycie dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie popieram :D
UsuńTeż z niecierpliwością wyczekuję czerwca i gorących dni. Mam nadzieję, że lato będzie +30, bo rok temu było głównie deszczowo, a tego nie zniosę... Widzę, że masz talent do tworzenia takich małych dzieł :) Ładnie to wygląda! No i nie ma to jak rodzinny obiad, wiem coś o tym, bo sam uwielbiam takie chwile. Parę tyg temu miałem możliwość zostać chrzestnym Apolonii. Także gramy w tej samej drużynie :)
OdpowiedzUsuńCo do chrzestnego to widziałam Twój wpis :) Swoją drogą - ciekawe imię :)
UsuńOsobiście bardzo lubię deszcz, zwłaszcza, gdy mam okazję pospacerować, chociaż przyznam, że również cieszyłabym się z gorących dni :)
Piękne rzeczy:)
OdpowiedzUsuńA i cieszę się, że w końcu znalazła się jakaś oazówa:D
Oazówa pełną gębą, od 5 lat :D
UsuńŚwietne pisaneczki :D też nie okazałam litości w Poniedziałek, ale później i mi się dostalo :D buźka!
OdpowiedzUsuńMi udało się przygotować i odeprzeć ich atak :D
Usuń