sobota, 6 kwietnia 2013

Było, minęło

Święta, święta i po świętach - z jednej strony dobrze, z drugiej jednak muszę przyznać,
że kompletnie nie wypoczęłam i z tęsknotą wypatruję czerwcowych, wolnych i mam nadzieję,
że ciepłych dni :)

Zdjęcia są takiej jakości, jakiej są, ale nie ma co narzekać - aparat nie działa, 
dlatego musiałam posługiwać się telefonem.
No to jedziemy!

Każdego roku, jak małe dziecko cieszę się z robienia pisanek i nie mogę się nigdy doczekać tego wieczornego rytuału. Tym razem mama o wszystkim pomyślała i poza standardowymi farbkami kupiła jeszcze widoczny w tle poniższego zdjęcia zestaw dodatków - stroje, buźki zajączków i inne tego typu pierdółki.



Zabawa była przednia, a jakże! Co prawda nic nie chciało się przykleić, ale po dłuższej walce 
i wielu nieudanych próbach jakoś się udało. Oto efekt:




Śmiem twierdzić, że nie wiecie czym jest to "mackopodobne" coś, w co wsadzone jest pierwsze jajko. Otóż po wnikliwej analizie doszliśmy do wniosku, że jest to baaaardzo nieudany kwiatek.

Poniżej możecie zobaczyć Panią Królikową i Kurczaczka:



 Nie są to jakieś cuda, ale szczerze zapewniam, że dawno nie bawiłam się równie dobrze (nawet mogę powiedzieć wam i pokazać, co wcześniej sprawiło mi taką przyjemność - WIŚNIEWO ;).


 Oczywiście nie zatrzymałam się na czterech pisankach, nigdy w życiu. Otworzyłam moją magiczną szufladę, w której jest dosłownie wszystko i wygrzebałam z niej jakieś stare, kompletnie zbędne cekiny. Myślę, że efekt wyszedł całkiem interesujący, chociaż na niebieskim jajku wygląda to nieco krzywo, ale ręczę za to, że wyłącznie na zdjęciu - w rzeczywistości wszystko wygląda o niebo lepiej. 
Zielone jajko zostało postemplowane. Różowe? "Podziugałam" je igłą ;)




Kilka dni minęło i... BUM! Poniedziałek!
Nie jestem dobrą córką i nikomu, nawet najgorszemu wrogowi bym takiej nie życzyła. Tradycja to tradycja, trzeba oblać rano rodziców wodą, jednak myślę, że nawet świętego wytrąciłabym z równowagi atakując o godzinie, uwaga uwaga... 6 rano. Wszystko wyliczone było na godzinę wcześniej, ale stwierdziłam, że okażę im resztki mej litości.




Z całą rodziną spotkaliśmy się podczas uroczystego obiadu u dziadków, a tam oczywiście zostałam wymęczona przez trójkę moich ukochanych łobuzów: Łukasza, Piotrka i Kubę. Kocham dzieci, a zwłaszcza te - są to moi bracia cioteczni. Ten jakże przystojny mężczyzna towarzyszący mi na poniższym zdjęciu to Piotruś, mój chrześniak :)


10 komentarzy:

  1. A widzisz, gdybyśmy robiły pisanki razem, bawiłabyś się jeszcze lepiej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, która z was to napisała, ale nie wątpię :D

      Usuń
  2. Oj też miałam w tym roku zabawę z dekorowaniem pisanek, całkiem w podobnym stylu robiłam, tzn. z podkładkami papierowymi :) Czasem trzeba sobie pozwolić na bycie dzieckiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też z niecierpliwością wyczekuję czerwca i gorących dni. Mam nadzieję, że lato będzie +30, bo rok temu było głównie deszczowo, a tego nie zniosę... Widzę, że masz talent do tworzenia takich małych dzieł :) Ładnie to wygląda! No i nie ma to jak rodzinny obiad, wiem coś o tym, bo sam uwielbiam takie chwile. Parę tyg temu miałem możliwość zostać chrzestnym Apolonii. Także gramy w tej samej drużynie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do chrzestnego to widziałam Twój wpis :) Swoją drogą - ciekawe imię :)
      Osobiście bardzo lubię deszcz, zwłaszcza, gdy mam okazję pospacerować, chociaż przyznam, że również cieszyłabym się z gorących dni :)

      Usuń
  4. Piękne rzeczy:)
    A i cieszę się, że w końcu znalazła się jakaś oazówa:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne pisaneczki :D też nie okazałam litości w Poniedziałek, ale później i mi się dostalo :D buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi udało się przygotować i odeprzeć ich atak :D

      Usuń